Ja Święta przelewitowałam, obudziłam się dopiero w Poniedziałek. Znaczy obudził mnie Paweł stojąc nad łóżkiem z ogromnym pistoletem, pełnym wody. Na szczęście udało mi się przepędzić go i takim sposobem całkiem suche mogłyśmy jeszcze godzinę pospać.
Jak w czwartek i w piątek - byłam na fali, tak sobota rano podcięła mi skrzydła na całe Święta.
Ale inni tzn. głównie dzieci bawiły się dobrze. W tym roku nie było tylko szukania pisanek, to też chyba efekt mojego padnięcia.
Generalnie do d.... takie święta.
Jedzenia a i owszem dobre, bo żerowaliśmy na rodzicach Maćka - ale generalnie lipa. Hitem jedzeniowym okazała się jednak babka piaskowa produkcji p. Eli.
Deprecha mnie wiosenna ogarnęła i jeszcze te śnieg................ Brrrrrr
Ps. A Ola nauczyła się chodzić trzymana tylko za jedną rączkę. A dziś nawet opanowała wchodzenie po schodach - na różne sposoby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz