piątek, 4 listopada 2011

Skutki wychowania w PRL-u

Wychowanie w PRL-u skutkuje tym, że:
- gromadzę zapasy, muszę mieć chleb na jutro, jakieś pieniądze zawsze  na lekarza. Mogę mieć dług na karcie kredytowej ale muszę mieć jakąś gotówkę na koncie. Nie potrafiłabym żyć od przysłowiowego pierwszego do pierwszego. Żyję od 26 do 26 -ego a raczej nie tyle żyję, co ekonomię domową tak prowadzę, bo 26 M. ma zawsze pensję. Ja mam pensje jak klienci zapłacą, jak my zapłacimy pracownikom, ZUS-owi, US i wszystkie inne rachunki.  
Ale wracając do tematu, odnośni ciężkich czasów PRL-u, gdy niczego nie było w sklepach i generalnie był o nie za wesoło. to złapałam się na tym, że: że nie jem ( czasem przez to i M. też nie je) dobrych rzeczy, które są zarezerwowane dla Pawełka. Naszły mnie takie myśli nad kotletami z piersi kurczaka, kiedy to smażyłam  je dla Pawełka i myślałam, co zrobić dla nas na obiad. I w łeb się walnęłam, PRZECIEŻ ROZMROZIŁAM DWIE OGROMNE PIERSI KURCZAKA!!! MOGĘ, WIĘC ZROBIĆ KOTLETY TAKŻE DLA NAS!
I zrobiłam, zjedliśmy a nasze dziecko nie umarło przez to z głodu i nawet jeszcze kilak leży w lodówce.
Nie jemy tez Danonków, Monte, nie pijemy Atimeli ) - bo to wszystko dla Pawcia...... A potem otwieram lodówkę i data ważności nie należy już do najświeższych. I co? I żarcie ląduje w koszu na śmieci.
I aż mi głupio, bo jedzenie marnujemy. 

Zwaliłam winę więc na PRL- ale obiecałam sobie poprawę. Zobaczymy, co będzie.
Dobrze, że jak widzę kolejkę to nie mam odruchu w niej stanąć!

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. I straszne…
    i śmieszne…
    i prawdziwe…
    Ja może nie mam tak z jedzeniem, ale z ubraniami na pewno.
    I nawet dziś o tym myślałam. Kupuję sobie coś tylko wówczas, gdy jest to absolutnie konieczne, gdy jedna rzecz się podrze lub spierze tak, że nie można jej już założyć. Z drugiej strony szafa pęka mi w szwach, bo nie jestem w stanie niczego wyrzucić, bo może mi się przyda. A z trzeciej strony nie mam oporów, żeby zajść do markowego sklepu i na ubrania dla sajgonek wydać parę stówek.
    I pewnie czasy PRL-u miały coś z tym wspólnego. Ale miały też dobre strony – umiemy myśleć o potrzebach innych. Żeby to co robimy wyszło dzieciakom na zdrowie, musimy nauczyć się nie zatracać siebie.
    Dlatego też obiecuję sobie poprawę, zadbać o siebie i eSBeka.

    OdpowiedzUsuń
  3. E, nie jemy tych dzieciowatych rzeczy , bo są okropne, a nie z oszczędności. Nasze specjaly wszakże są droższe ;)

    OdpowiedzUsuń