
Za to góry naprawdę fajne.
W sumie od godziny 10.20 gdy stanęliśmy na parkingu, szliśmy do 16-ej. Z drobną przerwą na karmienie Oluchy i zmianę tragarza.
W zamku udało się Pawłkowi zobaczyć kawałek przedstawienia dla dzieci ale tylko kawałek...
Wróciliśmy potem do Semina - czyli miejscowości, gdzie mieszkamy na późny obiad. Na zamku zjedliśmy frytki, dziwną i pizzę i jeszcze dziwniejszą , choć smaczną kiełbasę paprykową.
W naszym ośrodku Trosky ( polecamy każdemu na wakacje) zjedliśmy knedliki a właściciel ośrodka postanowił pomóc nam zjeść w spokoju i zabrłą Olę na ręcę i pobiegł się nią pochwalić paniom do kuchni.

A szczególnie pani Sobotkovej, która zaraz mu ją odebrła i sama nosiła.

(Nasz domek )
Powiedziała też nam, że po czesku Ola to Olinka (też ładnie). Zjedliśmy i nawet piwo udało się wypić, ja malutkie ale było naprawdę dobre.
W tym czasie, gdy my jedliśmy nasze dziecko ( było już po porcji kotlecika w mieszkaniu) zdobywało trampolinę i czeskiego kolegę.

Padliśmy jak betki. Zapomniałam jeszcze napisać, że "popędziłam Pawełkowi kota, bo się przestraszyłąm ogromnej żaby. A, i TO JA JESTEM KRÓLEM GRZYBÓW!!!!!! znalazłam podgrzybka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz