A oto relacja:
Wstaliśmy, niestety późno ale OLA PRZESPAŁA CAŁĄ NOC! Tzn. poszła spać o 23-ej a obudziła się na pierwsze karmienie o 6.30, aż miałam mokry stanik przez to. Wygrzebaliśmy się w końcu i poszliśmy zameldować. Wczoraj się nie meldowaliśmy, bo byliśmy padnięci a pan był miły i odpuścił. Po piwku już był. Głaskał Olę po policzku, niósł, a potem otulał Pawełka kołderką...
Po drodze do recepcji spotkaliśmy, nie pięć kotków o których pan wczoraj mówił, a trampolinę. Tylko niektórzy są fajni i skorzystali.
Szczerze polecam. Endorfiny się wytwarzają.
A potem pojechaliśmy do Trosky, raptem jakieś 5 km.

Pod pięknym dębem

M. po bojachał dał się ubrać w chustę, oczywiście był źle zachustowany i nie obyło się bez awantury.

Po owej awanturze odebrałm mu dziecko i sama nosiłam. Poprawił się dopiero w chuście kółkowej.
Ola nie chciła siedzieć u taty lub chciała aparat. Punk widzenia zależy od tego, kto to czyta.

Na zamku, który składa się z dwóch wież - Panny i Baby, Pawciu został sokolnikiem. To M. chciał potrzymać sobie sokoła za jedyne 40 koron ale pani nas nie zrozumiała i potrzymał sobie Pawełek. Wrócimy tam jeszcze raz a wtedy ja potrzymam Puchacza albo Pawełek


Widok na Pannę:


Poprosiłam Czecha, żeby nam zrobił zdjęcie ale niezbyt umiał:

Po stpotkaniu z sokołem Pawełk został bohaterem w naszym domu. Podobno trochę się bał.

Następnie poszliśmy na obiad. Knajpa tuż pod zamkiem. Jedzenie takie sobie, ceny normalne. Jedliśmy knedliki, nawet Pawełek jadł ale bez sosu, więc musieliśmy wrócić do domu na normalnego kotlecika.
W knajpie policzyli nam za 4 napoje zamiast za trzy. Ale nie byłąbym sobą, gdybym nie wyegzekwowała zwrotu, mimo sprzeciu M.

Po powrocie do domu i obiadku poszliśmy w dolinkę. Tym razem M. niósł Olę w chuście. W dolince, takie nasze górki stołowe spotkaliśmy obrzydliwe "ślimole" i jeszcze gorszą żabę. "Napędziłam Pawełkowi kota" - bo sobie trochę na żabę pokrzyczałam i przemieściłam się kilka metrów dalej.
Po powrocie czekał na nas kot, bardzo mądry kot, który zaprowadził nas do swojej pustej miski i kazał nakarmić, co też pokornie uczyniliśmy.




A to już u nas na podwórku:


A na koniec spaceru Ola pojeździła na barana.



Na koniec trochę pobiegaliśmy potem kąpiel, kolacja i spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz